Zanim napiszę kolejną notkę, która będzie nosiła tytuł "Rzeczpospolita Taśmowa" - unikalną w historii szansę opisu aktualnego systemu politycznego w oparciu i przy wykorzystaniu świadectw i opinii jego "aktorów" i "kuglarzy", godną komputera prof. A. Zybertowicza - chciałbym podzielić się z moimi, nielicznymi Czytelnikami pewną refleksją nad rolą kobiet polskich w funkcjonowaniu partii hegemonicznej czyli PO oraz, "parakselans" i "eo-ipso", w polityce i publicystyce III RP. Dość dawno temu pisałem juz o tym w notce pt. "Co wniosły do polskiej polityki i publicystyki kobiety polskie?", ale dzisiaj poczułem potrzebe powrotu do tej tematyki, bo dostałem pewnego olśnienia, które wyraziłem w tytule niniejszej notki...
Otóż uświadomiłem sobie, że aktualnie zyje w Polsce co najmniej kilkanaście, a może nawet wieloktotnie wiecej kobiet, których hasłem i wzorem postepowania na scenie publicznej, a głównie w mediach, jest postawa wyrażona właśnie tak: "Oto ja, służebnica Tuska!". Najwięcej można ich znaleźć, oczywiście, w partii, której przywódcą jest "nazwana osoba" (sformułowanie wzięte z "Kariery Nikodema Dyzmy"), a więc w tzw. Platformie Obywatelskiej, ale jest ich także licząca sie ilość na kanałach TVN24, TVP (tu szczególnie jakies-takie "oślizłe"), "Superstacji", w "Gazecie Wyborczej", "Polityce" i innych, tzw. "lewicowych", a w gruncie rzeczy - post-komunistycznych mediach, czyli me(r)diach patologicznych...
Jak już kiedyś pisałem - jest wśród nich sporo kobiet o podwójnych nazwiskach, od Kidawy-Błońskiej po Śledzińską-Katarasińską oraz Kolarską-Bobińską, Kluzik-Rostkowską czy Kolendę-Zalewską, ale są także kobiety o nazwiskach pojedyńczych, takich jak Kopacz ("parasolka-laska marszałkowska nad premierem") czy Pitera (namiętna "kłamczuszka", Olejnik czy Pochanke ("obrotowe hipokrytki i kłamczuszki").
Co łączy te wszystkie panie, starsze i młodsze, ładne i brzydkie czy, jak niektóre....(nazwisk nie wymienię!), o obliczach wręcz...odstręczających?
Otóż wszystkie one są "służebnicami" tego naszego "Pinokia" w służbie Kłamstwu! Niektóre z nich odgrywają tę swoją rolę w sposób wręcz przerażająco-żałosny, urągając - mam nadzieję, że nieświadomie - inteligencji milionów Polek i Polaków...
Ogłaszam konkurs-plebiscyt: które z nich można ulokować na czele listy "kłamczuszek", hipokrytek, obłudnic, "fałszywek" (powstrzymuję się od uzycia "ostatecznych", skrajnych okresleń, przychodzacych mi na usta, gdy ich słucham)?
I intryguje mnie pytanie: dlaczego tak się fascynują swoim "idolem", jak kiedyś czyniły to wielbicielki Hitlera i Musoliniego, a ostatnio "funki" Berlusconiego czy Putina?