Czy zachodzące w Polsce przemiany oznaczają koniec modelu modernizacji przez demoralizację i deprawację? I depolonizację…
Czy niedzielne wybory zapewnią ostateczne odrzucenie tego modelu przemian, realizowanego przez dziesiątki lat, najpierw pod dyktaturą "czerwonych", a następnie pod dyrekcją "tęczowych"?
Wspomniany model został mniej lub bardziej świadomie wybrany u początków III RP, chociaż w latach 80-tych był on także realizowany przez establishment „stanu wojennego”, którego uosobieniem był rzecznik ówczesnego rządu Jerzy Urban.
Mimo potężnej „szczepionki” jaką otrzymali Polacy dzięki duszpasterstwu Jana Pawła II i 16 miesiącom I Solidarności, miliony naszych rodaków stopniowo i coraz bardziej masowo poddawały się procesom demoralizacji i deprawacji, do czego zachęcało ich dziedzictwo Okrągłego Stołu, który zagwarantował bezkarność milionom szkodników z okresu 45 lat PRL.
Wielu Polaków powiedziało sobie: jak im się „upiekło” tyle przestępstw przeciwko Polsce, Polakom i polskości – to czego mamy się bać w systemie, który nawoływał Polaków, głównie młodych – ale nie tylko: „Róbta co chceta!”.
No i robili…
Realizacja tego zawołania spowodowała także to, że setki tysięcy młodych Polaków uczyło się żebractwa, a władze poczuły się zwolnione z konstytucyjnie zagwarantowanego obowiązku zapewnienia obywatelom środków i działań niezbędnych np. do wprowadzenia systemu przyzwoitej opieki zdrowotnej.
Szczyty deprawacji i demoralizacji osiągnięto w ostatnich 8 latach, kiedy Polskie Państwo nie zapobiegło Katastrofie Smoleńskiej i nie potrafiło, do dzisiejszego dnia, wyjaśnić jej przyczyn ani ustalić jej winowajców.
W tym okresie – okresie rządów PO i PSL- wydarzyło się w III RP od 200 do 400 afer i mniejszych skandali, które co kilka, kilkanaście dni wstrząsały porządkiem prawnym i opinią publiczną. We większości przypadków władze starały się „zamieść je pod dywan”, chronić i osłaniać ich sprawców, a w wielu przypadkach nawet – także – nagradzać ich w taki czy inny sposób, np. „delegując” do instytucji unijnych lub na stanowiska dyplomatyczne.
W tym też okresie szczyty popularności – ok. 10,0% zwolenników w wyborach - osiągnęli ludzie pokroju Palikota, Rozenka i Hartmana, dążący do obalenia wszelkich taboo, włącznie z zakazem kazirodztwa. Ludzie ci królowali na „dworach” prezydenta Komorowskiego i premiera Tuska.
Neo-bolszewickie szaleństwo stanęło u wrót Rzeczpospolitej, 100 lat po bolszewikach: Leninie, Trockim, Dzierżyńskim, Stalinie i innych zbrodniarzach. Ważni na polskiej scenie publicznej osobnicy, na czele z Michnikiem, Millerem i wspomnianym Rozenkiem, afiszowali się bliskimi kontaktami z Władimirem Putinem.
W rezultacie wszystkich tych zjawisk III RP stała się jednym wielkim Bagnem i Trzęsawiskiem – o czym już nieraz pisałem – a Polacy, podobnie jak w czasach PRL, podzieleni zostali na wszechwładnych i bezkarnych, oraz bezradnych, bezsilnych, czujących się poniewieranymi i dyskryminowanymi przez tych pierwszych.
Czy po zmianach zapoczątkowanych wyborem Andrzeja Dudy na Prezydenta Rzeczpospolitej istnieje szansa, że ten podział zostanie przynajmniej osłabiony, a Polska na trwale zejdzie z drogi modernizacji przez demoralizację i deprawację?
A także – przez depolonizację…